Najzimniejsza płyta na świecie – Vangelis „Antarctica”

14.11.2019 / Bogusław Ziębowicz

Powoli i bardzo niechętnie zbliżają się zimne dni a wraz z nimi nadciąga nieuchronnie pani Zima. Taki już bieg rzeczy. Przypuszczam, że większość z nas nie za bardzo lubi tej pory roku. A co ze mną?  Ja kocham Zimę miłością bezgraniczną! Dlaczego? Bo są narty, bo można ubierać się na cebulę, nosić czapki no i słuchać zimnej muzyki w zimne dni…

Zastanawialiście się czasem jaka jest najzimniejsza muzyka na świecie?

Dla mnie to płyta Vangelisa „Antarctica” z 1983 roku.

Tak! Z tej płyty bije mróz, białe oblicze Antarktyki, jakaś tajemna moc tego lodowego pustkowia…

Po raz pierwszy usłyszałem ją w radiowej Trójce, tak tak w audycji Jerzego Kordowicza – nic szczególnego, prawda?

Taką historyjkę może opowiedzieć wielu z Was. O jakiejś piosence, płycie usłyszanej w radiu, w Trójce, że ona coś w Waszym życiu zmieniła…

Ale ja ją opowiem mimo wszystko! Bo jest moja, bo jak wiele takich wydarzeń zmieniła moje muzyczne życie i nie tylko…

Pamiętam, że płyta ta była na pierwszym miejscu zestawienia najlepszych płyt z muzyką elektroniczną ułożonego przez słuchaczy Trójki. Był rok 1987, może 1988… Miałem 14 może 15 lat. Muzykę chłonąłem, jak gąbka wodę. Wtedy mój umysł otworzył się na zawsze na piękno muzyki. Z innymi rzeczami było gorzej – umysł skutecznie zamykał się na wiele rzeczy i nie chciał się otworzyć… Do dziś niektóre jego części są zamknięte na siedem spustów i nie wiem, czy je kiedykolwiek otworzę – pożyjemy zobaczymy…

Do dziś również mam zamknięte oczy podczas słuchania Antarktyki. Wtedy to, te trzydzieści lat temu po raz pierwszy w swoim życiu doznałem uczucia, że muzyką można malować obrazy – wystarczy tyko zamknąć powieki. Potem zdarzało mi się to mnóstwo razy, przy słuchaniu muzyki widziałem obrazy oczami wyobraźni.

Antarctica to ścieżka dźwiękowa do filmu japończyka Koreyoshi Kurahary. Portal  FilmMusic.pl tak streszcza fabułę filmu, którego niestety nie widziałem i chyba nie chcę zobaczyć – wystarczy mi muzyka i zamknięte oczy: „Antarktyka opowiada o autentycznej historii grupy badaczy biorących udział w ekspedycji na biegun południowy. Niestety zbliżające się pogorszenie warunków pogodowych zmusza ich do pośpiesznego opuszczenia stacji badawczej i zarazem Antarktyki. Zorganizowany transport niestety nie przewidywał miejsca dla psów zaprzęgowych, które musiały zostać pozostawione na pastwę losu na tym surowym i nieprzyjaznym kontynencie. Od tego momentu akcja toczy się równolegle w dwóch miejscach: w Japonii – gdzie obserwujemy życie naukowców dręczonych wyrzutami sumienia; i w Antarktyce, na której widzimy zwierzęta walczące o przetrwanie. Dość prosta z samego założenia, ale jednocześnie przejmująca historia, była także dogodną okazją do ukazania tego niezwykłego miejsca i specyfiki życia na nim.”

Vangelis to muzyczny geniusz! Nagrywa swoje płyty właściwie w jednym podejściu, rzadko kiedy dokonując poprawek. Tak było pewnie z muzyką do Antarktyki. Usiadł przy swoich instrumentach, zamknął oczy i zagrał. Przelał całego siebie na taśmę magnetofonową (wtedy nie nagrywało się jeszcze cyfrowo). Urodził swoje kolejne muzyczne dziecko. Spełnił się po raz kolejny jako kompozytor. Też bym tak chciał! Wywalić wszystko, co siedzi w człowieku na zewnątrz. Jakie to musi być wspaniałe uczucie! Wspaniałe jest także to, jak muzyką opisał klimat panujący w Arktyce: bezkresną przestrzeń, biel, mróz…brrrrrr aż mi się zimno zrobiło. Tym razem nie mam zamkniętych oczu – piszę ten tekst słuchając muzyki, tej muzyki. Jest ona tylko tłem do rozterek japońskich naukowców, jest obrazem, na którym toczy się akcja filmu, genialnym obrazem… Może ona żyć własnym życiem, bez filmu. To dobrze, to bardzo dobrze…

Okazało się, że i ja mogę opisać słowami to, co siedzi tam wewnątrz mnie. Uzewnętrzniłem się…Ten krótki tekst jest tego dowodem. Jestem szczęśliwy! To wspaniałe uczucie! Już wiem jak czuł się Vangelis po skomponowaniu najzimniejszej płyty na świecie. W Londynie, gdzie mieści się jego studio nagraniowe Nemo na pewno świeciło słońce i było bardzo zimno…

Muzyka leczy duszę…

Najzimniejsza płyta na świecie – Vangelis „Antarctica”