Przystanek kwarantanna
24.03.2020 / Łukasz KwaśniewskiJeśli nie pamiętacie tego serialu, to albo jesteście jeszcze zbyt młodzi, albo nie lubicie seriali, albo nie macie ramu do tytułów czy nazwisk.
Właśnie postanowiłem, że skoro nie wychodzę z domu, to okazja do obejrzenia go jeszcze raz zaistniała sama. Mieszkanie już posprzątane, pranie wyprane, obiad ugotowany, a książkami już dawno zajęły się mole.
Hipsterskim, zwierzęcym symbolem naszych czasów zdecydowanie jest jeleń, niehipsterskim symbolem lat 90 był jego większy kuzyn łoś, nie wiem czy dla wszystkich, ale dla mnie na pewno. To w czołówce i zakończeniu po ulicach serialowego Cicley na Alasce spaceruje on, spokojnie, ślamazarnie, ciągle utrzymując dystans z ekipą filmową.
Każda postać tutaj zasługuje na kilka zdań, 110 odcinków… Na pewno ekipa filmowa zżyła się z sobą. Myślę, że gdybym miał trochę więcej pieniędzy, to wykupiłbym pełny plan filmowy i starał się u burmistrza o założenie nowego miasteczka. Teraz pewnie ktoś kto zna serial pomyśli, „Ej! przecież to miasteczko istnieje naprawdę”. Na co odpowiedziałbym – Ej! Wiem.
Na chwilę przybrałem trochę cech głównego bohatera, a jest nim absolwent medycy, któremu rząd dołożył do studiów 120 tysięcy dolarów. Teraz leci z Nowego Yorku na Alaskę spłacić dług. Z charakteru przypomina Woody’ego Allen’a, cyniczny, jadaczka mu się nie zamyka i zgadnijcie do kogo należy ostatnie zdanie?
Ale to nie na nim chciałbym się skupić. Wiem, że w każdym małym miasteczku istnieje bar, ale nie każde małe miasteczko posiada własną rozgłośnie radiową. O tak, Chris. Chris o poranku. Studiowałem na Uniwersytecie Śląskim politologię ze specjalizacją dziennikarską, dlatego wiem, że taki rodzaj radia, jak w „Przystanku Alaska” nazywa się radiem środowiskowym.
Co wiemy o Chrisie, że jest byłym przestępcą, ale gdy na niego patrzymy, to jedyne czym mógł chłopak zgrzeszyć to uroda, wzrost i powodzenie u kobiet. Jest romantyczny, wrażliwy, ma dobry gust, a lokalsi kiedy przyjdzie pora staną za nim murem.
Nie wiem czy muszę się jeszcze tak dosadnie rozpisywać, ale tak… Chciałem być jak Chris. Czuję, że studia wybrałem podświadomie, a zespoły rockowe, w których grałem pewnie nigdy by w takim radio nie zaistniały. Nigdy też nie byłem dobrym mówcą, pewnie przez tremę i niewyszukany język, którym władam do dziś.
Zawsze odbierałem rzeczy z poziomu serca. Choć czasami zachowuję się, jakbym go nigdy nie miał. Ale to co mnie zawsze pociągało w byciu artystą, radiowcem, dziennikarzem, to to, że możesz pozostać sobą, nie musisz zostawiać swojego cienia przed wejściem do zakładu pracy, w szatni czy dla świętego spokoju nie zabierać go z domu.
Wydaje mi się, a nawet jestem pewny, że bez siebie nie możesz wykonywać tego „zawodu”.
Nie wiem czy jest to najlepszy serial, jaki widziałem, ale w okresie (1993 rok) zmian ustrojowych dodawał nam motywacji i wiary we własne siły. A dla takich, jak ja, wychowanych na przedmieściach, to był świat bardzo podobny do tego za oknem. Tylko nie było Indian i spacerujących ulicami Łosi.