Z pamiętnika fana pewnego zespołu

10.03.2020 / Bogusław Ziębowicz

Warunki wstępne –

Jako bohater naszej opowieści może wystąpić każdy fan dowolnego zespołu.

 

Personalizujemy:

Ja – Bogusław Ziębowicz fan zespołu Tangerine Dream.

 

Bogusław Ziębowicz – wg samego siebie, „mam nadzieję, że pozytywnie zakręcony miłośnik muzyki elektronicznej z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych spod znaku szkoły berlińskiej.”

 

Tangerine Dream –  wg. Wikipedii, „Niemiecki zespół rockowy grający muzykę elektroniczną, założony w 1967 roku przez Edgara Froese, który przez cały jego okres funkcjonowania był jego liderem, aż do swojej śmierci w styczniu 2015 roku.

We wczesnym okresie istnienia członkiem zespołu był Klaus  Schulze, który nie miał w późniejszych latach już żadnego wpływu na dokonania grupy. Tangerine Dream wydawało swoje najbardziej rozpoznawalne płyty w składzie: Edgar Froese, Christopher Franke, Peter Bauman. Z początkiem lat 80. Baumanna zastąpił młodszy klawiszowiec Johannes Schmoelling. Znaczący wpływ na brzmienie zespołu miało odejście Frankego w 1987 roku.

Pierwsze albumy Tangerine Dream nagrane w pierwszej połowie lat 70. (ang. pink years) miały kluczowe znaczenie dla rozwoju tak zwanego krautrocka. Albumy z lat 1974-1983 (tzw. virgin years) i późniejsze dały podwaliny pod gatunek zwany new age.

Obok licznych nagrań studyjnych i koncertowych, zespół stworzył oprawę dla blisko trzydziestu filmów, w tym: Cena strachu, Złodziej, Twierdza, Ryzykowny interes, Podpalaczka, Legenda, Cisi ludzie. Wielu późniejszych fanów poznało muzykę zespołu właśnie dzięki tym filmom….”

 

Tu musimy podać jeszcze jedną cechę człowieczą, którą charakteryzuje się wielu fanów zespołów muzycznych.

Pycha – pojęcie i postawa człowieka, charakteryzująca się nadmierną wiarą we własną wartość i możliwości, a także wyniosłością. Człowiek pyszny ma nadmiernie wysoką samoocenę oraz mniemanie o sobie.

 

Jeżeli chodzi o Tangerine Dream jestem pełen pychy. Zawsze wydawało mi się, że o zespole tym wiem wszystko, znam każdy utwór, życiorysy  muzyków, no i w ogóle… Aż tu nagle okazuje się, że jednak coś mi umknęło, czegoś nie doczytałem, dosłuchałem, nie zauważyłem jeżeli chodzi o ich twórczość.

Bije się w pierś i przepraszam. Jestem maluczki.

Po pierwsze!

Brakuje mi jeszcze w kolekcji moich płyt winylowych dwóch tytułów z muzyką skomponowaną do filmów Dead Solid Perfect i Legend (muzykę znam ale czekam na okazję i obserwuję serwisy internetowe zajmujące się sprzedażą i wymianą płyt winylowych) oraz jednego albumu kompilacyjnego.

Po drugie!

Nigdy nie byłem na ich koncercie. Wydawało mi się, że Edgar Froese  (lider zespołu) będzie żył wiecznie. Niestety zmarł w styczniu 2015 roku.

Po trzecie!

Wdawało mi się, że znam wszystkie ich oficjalnie wydane utwory z lat 1970 – 1990.

Na szczęście nie znam! Uff….

 

Parę dni temu zakupiłem brakujący w mojej winylowej kolekcji kompilacyjny Box Set Tangerine Dream 70’ – 80’. Nic szczególnego. Cztery płyty w czarnym pudełku, których zawartość muzyczną znam od wielu lat…

Wyczyściłem krążki, przykleiłem odpadający element pudełka, zrobiłem sobie pyszną kawę, otworzyłem pudełko z czekoladkami (u mnie kawa zawsze być musi z czymś słodkim), zrobiłem sobie nastrój światłem, położyłem płytę nr 3 na talerzu gramofonu, rozsiadłem się wygodnie na kanapie, zacząłem słuchać muzyki…..

CO JEST GRANE! NIE ZNAM TYCH UTWORÓW! JA NIE ZNAM! NAJWIĘKSZY FAN TANGERINE DREAM W TEJ CZĘŚCI MIESZKANIA! JAK JA MOGŁEM PRZEOCZYĆ TYLE DŹWIĘKÓW OD MOJEGO UKOCHANEGO ZESPOŁU!

Trzy utwory: Baryll Blue, Chimes and Chains, Haunted Chains. Dwadzieścia pięć minut nieznanej mi muzyki Tangerine Dream z najlepszego okresu działalności. Wieczór z muzyką, którego nie zapomnę do końca życia. Nowe doświadczenie muzyczne z dźwiękami mojego ukochanego zespołu!

Jestem szczęściarzem. Odkryłem, że życie pełne jest niespodzianek nawet wtedy, kiedy myślimy, że wszystko już widzieliśmy, przeżyliśmy ……… słyszeliśmy!

Czekam z utęsknieniem na to, co przyniesie każdy nowy dzień, muzyczny dzień.

Chciałbym aby takich dni było jeszcze bardzo, bardzo dużo.

Kiedy umarł Edgar Froese napisałem parę słów o ostatnim utworze, jaki skomponował razem z Jeanem Michelem Jarre.

Zero gravity – Jean Michel Jarre and Tangerine Dream

Parę dni temu po przeczytaniu entuzjastycznej wręcz recenzji najnowszej płyty Jean Michela Jarre’a Electronica postanowiłem odnowić znajomość z tym artystą i kupić jego najnowsze dzieło. Płyta Electronica to efekt kilkuletniej współpracy Jarre’a z różnymi artystami zajmującymi się ogólnie pojętą muzyką elektroniczną. Płytą jako całością trochę się zawiodłem. Stylistycznie jest ona dla mnie zbyt chaotyczna. A może mój umysł ze swoimi oczekiwaniami za bardzo nastawił się na kontynuację stylistyki spod znaku Oxygene, Equinox czy Magnetic Fields? Świat biegnie do przodu i Jarre też. Nie przystoi mu zjadać własnego ogona i odcinać kuponów od sławy. Chwała mu za to!!! Ja, jeśli można, pozostanę miłośnikiem jego twórczości z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku. Chyba mam do tego prawo, nieprawdaż?

Na Electronice znalazłem jednak dla siebie kilka ciekawych utworów, z których jeden mogę z czystym sumieniem określić jako arcydzieło – to utwór Zero gravity będący efektem współpracy Jarre’a z Edgarem Froese liderem Tangerine Dream. To niestety ostatnia muzyka, którą stworzył zmarły w styczniu tego roku Froese. Już sama współpraca dwóch prekursorów muzyki elektronicznej zasługuje na szczególną uwagę, a jej efekt jest więcej niż zaskakujący. Melodyjne brzmienie instrumentów Jerre’a w majestatyczny wręcz sposób współgra z sekwencjami charakterystycznymi dla Tangerine Dream tworząc klimat spod znaku ambient i new age. Ich muzyka sączy się niespiesznie przez głośniki w przestrzeni bez grawitacji powodując, że czas zwalnia i zwalnia….

Cudeńko!!!

To prawie siedem minut pełnej symbiozy artystów a zarazem powrót do okresu, w którym muzyka elektroniczna miała duszę. To było gdzieś na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Czy ja czasem nie wspominałem już o tym okresie wcześniej?

Chyba jestem niepoprawnym tradycjonalistą jeśli chodzi o muzykę elektroniczną.

 

Miłego słuchania…

 

To pisałem, Ja, Bogusław Ziębowicz

 

Ps. Staram się słuchać czegoś od Tangerine Dream co najmniej trzy razy w tygodniu…

Z pamiętnika fana pewnego zespołu