Zero gravity – ostatni podmuch życia
26.07.2020 / Bogusław ZiębowiczTo już pięć i pół roku jak nie ma z nami Edgara Froese, założyciela i wieloletniego lidera zespołu Tangerine Dream. W ciągu swojego jak dla mnie zbyt krótkiego życia opublikował solo i z Tangerine Dream grubo ponad sto płyt. To bardzo dużo muzyki, którą systematycznie zbieram od ponad trzydziestu lat na płytach winylowych i nie tylko. Niestety nie miałem okazji spotkać się z jego twórczością na koncertach. Zawsze myślałem, że mam jeszcze dużo czasu na to aby zobaczyć go na żywo podczas występu, zawsze coś „ważnego” nie pozwalało mi kupić biletu i pojechać tam, gdzie akurat koncertował. To jest właśnie proza życia, z którą zacząłem intensywnie walczyć od jakiegoś czasu. Tego mojego zaniedbania nie podaruję sobie do końca moich dni. Dzisiaj staram się nie odkładać rzeczy dla mnie najważniejszych i żyć tu i teraz pełnią życia.
Nigdy nie wiadomo, kiedy następuje ten ostatni raz: ostatni koncert, ostatnia nagrana muzyka. Dla Froesego ostatnim koncertem był ten z 16 listopada 2014 zagrany w Melbourne z Tangerine Dream. Ostatnią muzyką, jaką nagrał to utwór Zero gravity – efekt wspólnego tworzenia muzyki z Jean-Michel Jarre na jego płytę Electronica. Płyta to efekt kilkuletniej współpracy Jarre’a z różnymi artystami zajmującymi się ogólnie pojętą muzyką elektroniczną. To bardzo interesujący muzyczny byt. Warto pokłonić się wszystkim utworom na tej płycie!
Pod koniec 2014 roku pewnie po koncertach Tangerine Dream w Australii ci dwaj pionierzy muzyki elektronicznej podejmują pierwszą i ostatnią próbę kolaboracji, której efektem jest właśnie Zero gravity – łabędzi śpiew Edgara Froese. Czy to nie zrządzenie losu? Taka wisienka na torcie w dorobku muzycznym Froesego. Jean-Michel Jarre i Edgar Froese – dwaj bogowie elektroniki razem! Na zdjęciu upamiętniającym ich spotkanie (dołączonym do niniejszego tekstu) widać dwóch uśmiechniętych i zadowolonych z życia panów na tle elektronicznego instrumentarium. Muzycy spotkali się w Wiedniu w studiu Edgara Froese. Zdjęcie można zatytułować: radość tworzenia. Jarre powiedział wtedy: „Muzyka elektroniczna pochodzi z Niemiec i Francji i jest obecnie najpopularniejszą na świecie. To związek między technologią a muzyką klasyczną”. I właśnie taki jest utwór Zero Gravity – trochę niemiecki, trochę francuski, na wskroś elektroniczny z lekką domieszką muzyki klasycznej.
Zero gravity to dla mnie to elektroniczne arcydzieło. Melodyjne brzmienie instrumentów Jarre’a w majestatyczny wręcz sposób współgra z sekwencjami muzycznymi charakterystycznymi dla Tangerine Dream tworząc klimat spod znaku ambient i new age. Muzyka skomponowana przez obu panów sączy się niespiesznie przez głośniki w przestrzeni bez grawitacji powodując, że czas zwalnia i zwalnia. To prawie siedem minut pełnej symbiozy artystów a zarazem powrót do okresu, w którym muzyka elektroniczna miała duszę. To było gdzieś na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku. Przypomnę tylko, że wiek XIX pierwszy króluje nam od dwóch dekad i taka sentymentalna podróż w czasie jest w pełni uzasadniona. Dobrze jest łączyć stare z nowym – stworzyć nową muzykę w starym stylu.
Lubię przenosić się myślami w czasy dzieciństwa to momentów, kiedy pierwszy raz usłyszałem muzykę Edgara Froese i Tangerine Dream. Ciekawe kiedy usłyszę ją po raz ostatni? Nie odkładam jej na później i wciąż eksploruję.
Jest niedzielny ciepły wieczór. Właśnie przestał padać deszcz. Czuję w nozdrzach wilgoć, którą wywołał. Zasiadłem wygodnie w fotelu. Obok mnie gorąca kawa w kubku w nordyckie wzory. Wokół unosi się jej intensywny egzotyczny zapach. Wybieram muzykę, której będę słuchać. To nie przypadek, że wybieram winylowy singiel Zero gravity. Wyruszam w muzyczną podróż do centrum elektronicznej galaktyki. W kolejce czekają płyty Epsilon in Malaysian Pale, Aqua, Stuntman, Pinnacles – wszystkie prosto od Edgara Froese. Zaświeciłem też lampkę – to będzie mój drogowskaz jakbym się zagubił.
Miłego słuchania…
Bogusław Ziębowicz
Ps. Edgar Froese zmarł 20 stycznia 2015 roku